Ze strzępów słów układa się opowieść o pięknej Iukundzie – jedna z barwnych opowieści Małachowianki i część jej pradawnej tradycji.
Była córką możnego Krystyna z Gozdowa – komesa księcia Konrada Mazowieckiego. Urodziła się niema, jak jej matka. Ojciec i bracia, którzy pozostawali w służbie książęcej, żyli z dala od domu, w Płocku. Iukunda wyrastała samotnie, matka zmarła tuż po jej urodzeniu. Czego Iukunda nie mogła powiedzieć, umiała wyhaftować. Krystyn znał język córki, po każdym powrocie do domu pilnie oglądał jej krosna.
Nocami, przy kaganku, pracowała z pasją, opowiadała igłą o zmarłej matce, o miłości do ojca, do braci. Wyhaftowała na płaszczach ojca i braci podwójną srebrną lilię, przeglądającą się w czerwieni, a zręczny chłopak z podgrodzia wykuł dla swojej pani srebrną zapinkę z podwójną lilią przewiązaną dziewczęcą wstążką.
Krystyn bolał nad kalectwem córki. Miała już 18 lat, a nikt nie przysyłał swatów. Iukunda czuła obawy ojca, usuwała się do kobiecych izb, gdy do kasztelu przybywali rycerze Konrada. Jedynym miejscem, do którego szła bez obawy była polana w głębi lasu, gdzie żył stary Zielarz. Tylko Iukundzie pozwalał wejść do chaty obwieszonej pękami suszących się ziół, tylko ona była niemym świadkiem, jak warzy i uciera swoje tajemne leki.
Był wszakże człowiek, który pochyliłby się chętnie do nóg Krystyna w pokornej prośbie o rękę Iukundy – Sulisław, syn Dobiegniewa, opiekuna i wychowawcy synów Krystyna. Ojcowiznę spalili mu i zniszczyli Prusowie. Konrad przygarnął chłopca i uczynił z niego drużynnika. Niestety dla pięknej, niemej dziewczyny, ale córki wojewody, Sulisław był tylko sługą.
Krystyn, dawny wychowawca księcia Konrada i jego brata Leszka, otrzymał niegdyś od króla Kazimierza nakaz, aby młodych książąt upominać i ganić. Krystyn często księciu Konradowi wyrzucał zbytnie okrucieństwo, skłonność do samowoli i niesprawiedliwość. Ciążyła księciu ta kuratela i ta pewność wojewody, zaczął go nienawidzić. Gdy pojął za żonę księżniczkę ruską, Agafię, znalazł niespodziewanie sojusznika w nienawiści.
Pewnej nocy Sulisław wyszedł na mury zamkowe. Tajemnym przejściem od strony Wisły wymykał się w drogę zbrojny oddział konnych. Sulisław rozpoznał na czele człowieka, którego książę używał do specjalnych zadań– Damiana, zwanego Czarnym.
Sulisław zadrżał, osiodłał konia i ruszył w trop. Ślady na śniegu wyraźnie prowadziły do Gozdowa. Bramę kasztelu zastał otwartą. Zabudowania wypalały się już, podwórzec pełen był trupów. Tuż na progu świetlicy leżał Dobiegniew ugodzony z tyłu oszczepem. Sulisław załkał bezgłośnie nad zwłokami ojca i pobiegł szukać Iukundy. Zastał ją przed drzwiami izby ojca, nóż ugodził ją w piersi, aż pękła srebrna zapinka z lilią, ale dziewczyna jeszcze żyła. Sulisław powierzył Iukundę opiece Zielarza i wrócił na dwór Konrada. Gdyby spostrzeżono na dworze jego nieobecność, nie zdołałby w niczym pomóc dziewczynie, a siebie zgubiłby niechybnie.
Sulisława wezwano przed oblicze Konrada. Książę powiadomił, że Gozdowo napadli Prusowie, kasztel spalili, wojewodę Krystyna oślepili okrutnie i zamordowali, Dobiegniewa zakłuli oszczepem, a Iukundę uwieźli. Sulisław milczał, wbiwszy wzrok w posadzkę, aby w oczach, pełnych nienawiści i rozpaczy, książę nie wyczytał prawdy.
Bez trudu Sulisław dostał pozwolenie na wyjazd do Gozdowa. Udał się do chaty Zielarza. Iukunda żyła. Wolno, z długimi przerwami, kreśliła Sulisławowi dłonią na derce wszystko, co zapamiętała z tamtej strasznej nocy. Mężczyzna z trudem pojmował tę opowieść, Iukunda cierpliwie powtarzała gesty, pomagał Zielarz. W końcu Sulisław odtworzył wydarzenia.
Po zmroku do bram kasztelu zakołatał Damian Czarny z pilną wieścią od księcia. Okazał pierścień i tajemny znak wzywający do Płocka. Krystyn wpuścił jego i dwóch jeszcze konnych. Gdy obradowali w izbie, reszta oddziału wpadła zbrojnie do domu. Krystyn i Dobiegniew bronili się jak osaczone wilki, do końca. Iukundę ugodził nożem Czarny, gdy próbowała pospieszyć z pomocą ojcu. Czeladź wymordowano na podwórzu i w kuchniach. Braci w domu nie było, ojciec wyprawił ich do Burgundii. Zabójcy splądrowali Dom i podpalili, nikt nie uszedł z życiem.
Teraz należało pomyśleć o ratunku dla wojewodzianki. Łatwo było ją tu znaleźć. Sulisław wracał do Płocka dręczony myślami.
Nie było innego sposobu niż wyznanie prawdy księdzu Czapli. Mistrz Czapla umieścił Iukundę wysoko w wieży, aby wierni odwiedzający kościół i klasztor nie spostrzegli nawet śladu jej istnienia.
Sulisław rzadko teraz zaglądał do klasztoru, aby nie wzbudzić podejrzeń, a dziewczynie doskwierała dojmująca samotność. Dniami i nocami pracowała pochylona nad krosnem hafciarskim, które zrobili dla niej braciszkowie.
Wojewoda wciąż żył uwięziony, przekupiony strażnik nosił mu ciepłą strawę i odzież. Iukunda drżała, co dzień i co noc o życie Krystyna i bez ustanku błagała Jana, aby szukał sposobności wydostania ojca z ciemnicy. Nie był to jednak czas na otwarty spór kanclerza z księciem. Z północy najechali Mazowsze Prusowie, rozzuchwaleni upadkiem Gozdowa. Książę wyruszył na wyprawę przeciw napastnikom, szczęście go jednak opuściło, klęska następowała po klęsce. Prusowie palili wsie, ludzi wyrzynali albo zagarniali w niewolę, obracali w perzynę kościoły i kaplice, na koniec zapuścili się aż pod mury Płocka. Być może Książę, sczerniały i wychudły od trudów wojennych, nie raz żałował, że zniszczył Krystyna.
Sulisław, tłumiąc w sercu gniew i odrazę, odkładając zemstę, towarzyszył księciu w wyprawach. W ostatniej dramatycznej bitwie pod miastem padł ugodzony pruską strzałą. Rana się jątrzyła i w końcu Mistrz Jan zabrał go do klasztornej infirmerii, gdzie bracia i Iukunda doglądali rannego. Dzięki lekom Iukundy, która nie zapomniała nauk Zielarza, syn Dobiegniewa wracał do zdrowia.
W ogólnym nieszczęściu, wśród zniszczeń i żałoby, o zamkniętym w lochu Krystynie i o Iukundzie powoli zapominano. Z pewnością nie zapomniał książę Konrad i jego małżonka Agafia. Tron książęcy chwiał się, Krystyn już nie służył radą a Damian Czarny przepadł gdzieś bez wieści. Umyślił, więc sam zgładzić Krystyna i raz na zawsze zakończyć rozprawę z niepokornym rodem. Wieść o śmierci wojewody przyniósł Iukundzie Sulisław. Młodzieniec patrzył bezradnie na jej niemy żal, łzy i rozpaczliwe gesty rąk. Ból i osamotnienie nie dawały Iukundzie spać. Zapamiętała się w nocnym haftowaniu. Nie raz i nie dwa strażnicy widzieli z murów światło, rozniecające w nocnej głębi okrągłe okno wieży i niewieścią głowę, otoczoną ciężkimi warkoczami, pochylającą się miarowo nad krosnem. Odwracali wtedy twarze i szeptali zaklęcia przeciw urokom.
Latem 1221 roku zniknął z książęcego dworu Sulisław, jakby się zapadł pod ziemię. Zniknęło też nocne widziadło z wieży, a wkrótce potem scholastyk Jan Czapla wdał się w otwarty spór z księciem Konradem. Oskarżył władcę o oślepienie i zabójstwo Krystyna, zażądał chrześcijańskiego pogrzebu dla szczątków komesa. Uporem i groźbą klątwy wymógł na Konradzie pochówek przy biciu dzwonów i sam dopełnił kapłańskiej posługi. Zwłoki wielkiego Krystyna spoczęły w katedrze. Książę, rozsierdzony zatargiem z Henrykiem wrocławskim i rozpadem ojcowskiej dziedziny, ustąpił Czapli, ale nie darował obrazy, przyczaił się i knuł swoim zwyczajem z Agafią następny krok przeciw wrogowi. Pilnie kazał obserwować każdy krok scholastyka, aż w końcu oskarżył go o zdradę, wydał na męki, a potem kazał go powiesić.
Ukarała księcia, jak pisze Jan Długosz, sprawiedliwość Boża. Sam musiał w niegodny sposób utracić nie tylko włości i majątki, ale nawet znaczny kraj, który podlegał jego książęcej władz,. A potomstwo swoje i pozostałe księstwa pozostawił narażone na okrutny ucisk.
Wieki minęły, dawni wrogowie: książę Konrad, wojewoda Krystyn i scholastyk Jan Czapla spoczywają zapewne w podziemiach Płockiej Katedry w wiecznym pokoju.
Nikt nie wie, co się stało z Iukundą i Sulisławem, ale ciekawi przechodnie, którzy spoglądają nocą na ciężką bryłę Kolegiaty, widzą światełko w owalnym okienku wieży i dziewczęcą głowę owiniętą ciężkimi warkoczami. Miękkim gestem unosi się haftująca ręka. Kto zaś umie spojrzeć uważniej na nocne korytarze dawnego klasztoru, ujrzy tu i ówdzie srebrne niteczki, a niekiedy zalśni mu w mroku pęknięta srebrna zapinka z podwójną lilią przewiązaną dziewczęcą wstążką.
Opracowała B. Świerczewska na podstawie książki Elżbiety Ciesielskiej-Zając „NICI IUKUNDY – OPOWIEŚCI O DUCHACH MAŁACHOWIANKI”